Od strony formalnej Polski Związek Koszykówki nie wypłacił graczom jeszcze nawet złotówki premii za zajęcie 8. miejsca w mistrzostwach świata 2019. Koszykarze otrzymują stypendia z ministerstwa, które premiami na pewno nie są – dodnosi Przegląd Sportowy.
Ośmiu z reprezentantów dostaje pieniądze na podstawie umowy cywilno-prawnej. Wypłaca je firma Energa. I także przynajmniej formalnie nie jest to odbieraniem premii. Takie umowy z założenia są dobrowolne. Koszykarz mógł ją podpisać lub nie, ale w tym drugim przypadku nie dostał do tej pory części pieniędzy, które koszykarskie centrala obiecała mu jako bonus za dobry wynik w mistrzostwach świata. Gracze rozmawiali o nich z PZKosz i od niego mieli je otrzymać, a po mistrzostwach okazało się, że związek oczekuje od nich związania się umową ze sponsorem. Czterech zawodników – z różnych przyczyn – ich nie podpisało. Mimo to PZKosz wszystkie te świadczenia oficjalnie nazywa „premią” i chyba dopiero w ostatni piątek dostrzegł, że rzeczywiście jest to jakiś problem.
Polski Związek Koszykówki w trakcie wrześniowej imprezy w Chinach, przede wszystkim słowami prezesa Radosława Piesiewicza, chwalił się, że koszykarze otrzymają gigantyczne premie. – Premie wypłacane są zgodnie z harmonogramem – informował w ubiegłym tygodniu na Twitterze Paweł Łakomski, czyli rzecznik prasowy związku. A dopiero później dopisał, że „wypłacane tym zawodnikom, którzy podpisali umowy”. I to są kluczowe słowa oddające stanowisko Polskiego Związku Koszykówki, który de facto wytworzył na zawodnikach pewien przymus. A wielka premia to w gruncie rzeczy zliczenie pieniędzy z różnych źródeł.
Bo grubo po MŚ, jesienią ubiegłego roku, kadrowicze dowiedzieli się, że podstawą do wypłacenia większości środków (około 60 procent z ustalonego w rozmowach miliona dla drużyny) finansowych będzie… umowa ambasadorska z głównym sponsorem związku. Oczywiście, gdyby nie sukces w mistrzostwach świata tych umów by nie było, ale dla graczy cały ten wątek to było jednak coś nowego. Przed mistrzostwami w ogóle się nie pojawiał. Marcin Gortat publicznie nazwał to paranoją. – Wypłacenie premii uzależnione od przekazania praw do wizerunku? O czym my tu w ogóle mówimy? Przez cały okres mojej gry w kadrze sprawa premii wyglądała tak, że pieniądze po prostu przekazywano na konto. Jedyne, co miałem podpisać, to pokwitowanie. Tutaj mamy do czynienia z jakimś absurdem – pisał o działaniach PZKosz na Twitterze, pokazując jaka sytuacja panuje w relacjach na linii PZKosz – przyznał koszykarz.
Firma Energa poinformowała poprzez Krzysztofa Kopcia z jej biura prasowego, że „Spółka zaproponowała reprezentantom Polski umowy ambasadorskie. Było to dodatkowe świadczenie. Większość zawodników skorzystała z takiej formy współpracy.” – W czasie rozmów o wysokości premii nie byliśmy informowani o tym, że część z niej będzie uzależniona od podpisania jakiejkolwiek umowy ze sponsorem. Ja akurat podpisałem umowę, nie robiło to dla mnie problemu, ale rozumiem, że ktoś z różnych przyczyn mógł nie chcieć tego zrobić – mówi jeden z koszykarzy. – Nie widziałem żadnego harmonogramu wypłat, może chodzi o to, do kiedy Energa ma płacić nam kolejne transze wynikające z umowy? Zawsze było tak, że PZKosz rozliczał się z nami do… momentu następnego zgrupowania i nie trzeba było podpisywać żadnych kolejnych umów – zauważa inny zawodnik.
Gortat mówiąc o przekazaniu praw do wizerunku użył mocnego określenia, bo faktem jest, że umowa „Ambasadorska” (jak oficjalnie nazywana jest w dokumentach) nakłada na koszykarzy określone zobowiązania. Nie podpisał jej kapitan kadry Adam Waczyński. Nie uczynił tego także Mateusz Ponitka jako koszykarz Zenita Petersburg jest niejako związany z konkurencyjnym Gazpromem, a umowa wyklucza wszelkie podobne aktywności dla firmy z tej samej lub pokrewnych branż (elektroenergetyka, przemysł gazowniczy, przemysł naftowy, infrastruktura światłowodowa, przemysł ciepłowniczy). Wstrzymał się również Dominik Olejniczak. Środkowy występujący w ekipie NCAA takiego podpisu złożyć nie mógł, bo zgodnie z zasadami ligi akademickiej w USA nie wolno mu czerpać korzyści finansowych z uprawiania sportu i musi w stu procentach pozostać amatorem. Dokumentu nie parafował również Amerykanin z polskim paszportem, A.J Slaughter.
– Nie chciałbym się wypowiadać w imieniu wszystkich, bo poniosłem już za to największą karę z możliwych. W moim wypadku pieniądze to sprawa drugorzędna, bardziej zabolała informacja od Energii, że na liście dostarczonej przez PZKosz już w grudniu nie było nazwiska Waczyński. To kolejny raz pokazuje mi moje miejsce w szeregu. Chciałbym sprostować tylko jedną informację. Nigdy nie namawiałem nikogo, aby tej umowy nie podpisywał. Jako kapitan i jedna z osób negocjujących premie czułem się w obowiązku, aby kolegów o sprawie poinformować i przeprosić, że nie wszystko jest tak jak miało wyglądać. Każdy podjął swoją decyzję indywidualnie – mówi Waczyński.
Cały tekst Rafała Tymińskiego w Przeglądzie Sportowym
źródło: Przegląd Sportowy