– Myślę, że dojrzewam cały czas. Dorosła koszykówka to masa dodatkowej wiedzy, bez w której w meczu ani rusz – mówi Mateusz Kaszowski, dla którego to pierwszy pełen sezon w Asseco Arce Gdynia. 19-letni koszykarz w niedzielę będzie miał okazję sprawdzić się na wyjeździe z Agred BMSlam Stal Ostrów Wielkopolski. W zespole rywali jako trener zadebiutuje Igor Milicić, który w Prokomie Treflu Sopot grał w latach 2000/02 i 2007/08.
Asseco Arkę Gdynia czeka starcie z Agred BMSlam Stal Ostrów Wielkopolski. Właśnie z tym rywalem inaugurowaliście obecny sezon. Pamięta pan swój występ?
Mateusz Kaszowski: – Nie ukrywam, że łatwo nie było. Pamiętam, że zagrałem sześć minut, ale już mniej to, jak zagrałem i ile błędów popełniłem.
Przez stres?
– Nie, po prostu minęło już trochę czasu.
Podobnie jak od tamtego spotkania. To pierwszy pełny sezon w Energa Basket Lidze w pańskim wykonaniu. Czuje pan, że się rozwija?
– Tak, czuję. Dziś z bagażem przeżyć jest już łatwiej wejść w mecz lub z ławki rezerwowych i wnieść coś pozytywnego do drużyny. Wiadomo, że rywale jeszcze chcą wykorzystywać brak doświadczenia, ale myślę, że z każdym spotkaniem będzie coraz lepiej, a ja będę jeszcze pewniejszym punktem.
W poprzednich rozgrywkach występował pan głównie w rozgrywkach młodzieżowych. Ciężko było przestawić myślenie z juniorskiego na dorosłe?
– To dwie różne bajki. Dorosła koszykówka to masa dodatkowej wiedzy, bez w której w meczu ani rusz. Trzeba znać wszystkie szczegóły o drużynie przeciwnej, czego nie było w rozgrywkach juniorskich. Wydaje mi się, że to było najtrudniejsze na początku.
A zagrywki?
– Z nimi nigdy nie miałem problemu. Szybko wchodzą mi do głowy. Zapamiętuje je wizualnie, więc nie mam z tym kłopotu.
Trener Przemysław Frasunkiewicz mocno na to uczula?
– Trener jest bardzo wymagający. Czasami pyta nas wyrywkowo w trakcie analizy wideo o mocne strony konkretnego zawodnika. Ja to muszę wiedzieć, jeśli chcę grać.
Jestem ciekaw współpracy z Krzysztofem Szubargą, z którym gracie na tej samej pozycji. Jak ona wygląda?
– „Szubi” to zawodnik o podobnym wzroście i często podchodzi do mnie na treningu i mówi „słuchaj, to możesz zrobić tak, a to inaczej”. Mam dużo podpowiedzi odnośnie wykorzystania wzrostu jako atut i nie tylko.
Na przykład?
– Rozmawiamy m.in. o obronie, żeby wejść wyżej w nogi rywala i podepchnąć niżej biodro, by rywal rezygnował z gry tyłem do kosza. Jeśli widzę, że przeciwnik idzie mocno, to muszę zrobić to samo i przy następnej okazji odpuści. Przy obronie na topie z góry wychodzi, żeby wejść mocniej w nogi niż wyżej, żeby kozioł wyższego rywala był trudniejszy do wykonania.
Zdarza się, że kapitan krzyczy?
– To są męskie rozmowy. Jednak „Szubi” jest kapitanem, więc czasami musi dać do zrozumienia, żeby się „ogarnąć”.
Krzysztof Szubarga już dwukrotnie wypadał ze składu przez urazy. Jak odnalazł się pan w roli zastąpienia go?
– Na pewno to ważna i wymagająca rola. „Szubi” jest ogromną wartością dodaną tej drużyny i motorem napędowym. Staram się jak najlepiej wykonywać powierzone zadania i godnie go zastąpić.
Był jakiś motywujący stres, gdy dowiedział się pan, że musi zastąpić kapitana na rozegraniu?
– Wiedziałem, że muszę dać więcej od siebie, żeby wygrać mecz.
Który mecz był pańskim najlepszym?
– Myślę, z HydroTruckiem Radom. 8 punktów, 8 asyst. Statystyki to jedna sprawa, która nie jest najważniejsza, ale generalnie czułem, że mam kontrolę nad tempem i najlepiej prowadziłem zespół.
źródło: sport.trojmiasto.pl