– Zwycięstwa są najważniejsze, a ja mam duży niedosyt po tym spotkaniu – mówi Dominik Olejniczak po nieznacznej porażce Trefla Sopot ze Stelmetem Enea BC Zielona Góra. Środkowy w debiucie dla żółto-czarnych otarł się o double-double, ale indywidualne statystyki chętnie poświęci na rzecz wygranej. – Musimy być drużyną, która narzuca warunki, a nie której są one narzucane. Pokazaliśmy, że potrafimy, ale musimy tak pracować przez pełne 40 minut – twierdzi 24-latek.
Prowadziliście ze Stelmetem prawie całą pierwszą połowę, by ostatecznie przegrać z mistrzem Polski różnicą 5 pkt. Pan może być chyba jednak zadowolony ze swojej postawy podczas debiutu w Energa Basket Lidze?
Dominik Olejniczak: – Wolałbym żebyśmy wygrali mecz nawet kosztem tego, abym indywidualnie wypadł słabiej. Zwycięstwa są najważniejsze, a ja mam duży niedosyt po tym spotkaniu.
W czym upatruje pan przyczyn porażki?
– Być może dobra gra do przerwy nieco nas rozluźniła? Stelmet przycisnął nas defensywą w drugiej połowie i nie potrafiliśmy na to odpowiedzieć w ogniu spotkania. Oczywiście możemy szukać pozytywów, że przegraliśmy z mistrzem Polski niską różnicą punktów, ale nas interesowało tylko zwycięstwo.
Ostatnie lata spędził pan w Stanach Zjednoczonych. Udzieliła się panu amerykańska mentalność w stylu „cały czas myślimy pozytywnie, pracujemy, wszystko będzie dobrze”?
– Chyba tak. Myślę, że koledzy z Trefla powiedzieliby o mnie, że jestem taką pozytywnie myślącą osobą. Być może to efekt czasu spędzonego w USA. Szczerze mówiąc nie pamiętam już dokładnie jaki wcześniej miałem „mental”, było różnie. Potrafię koncentrować się na celach i myśleć optymistycznie a to coś, co w sporcie bardzo pomaga.
Ten pierwszy kontakt z Energa Basket Ligą czymś pana zaskoczył?
– Nie było żadnych zaskoczeń. Na pewno liga jest bardziej fizyczna niż ta, w której grałem w Stanach. Sędziowie pozwalają na więcej.
W jakiej sferze wasz zespół czeka najwięcej pracy?
– Musimy być drużyną, która narzuca warunki, a nie której są one narzucane. Przeciwko Stelmetowi robiliśmy to bardzo dobrze w pierwszej połowie. Pokazaliśmy, że potrafimy, ale musimy tak pracować przez pełne 40 minut.
W sobotę zagracie z PGE Spójnią Stargard, która w pierwszej kolejce ograła Start Lublin 70:65. Czego spodziewa się pan po tym rywalu?
– Mają jednego centra i grają trochę taki „small ball”. Musimy być na to przygotowani i zatrzymać ich bieganie do szybkiego ataku. Tyle mogę powiedzieć, bo to żadna tajemnica. Niech pozostanie nią reszta naszego planu. Bardzo chcemy wygrać przed naszą publicznością i liczę, że dopniemy swego.
Jakie cele stawia pan przed sobą i zespołem na ten sezon?
– Nie będę rzucał miejscami czy przewidywanymi zdobyczami. Powiem tyle, że oczekuję jak najlepszego wyniku. Wiemy jaką mamy wartość i postaramy się pokazać ją w każdym meczu. Chcę grać jak najwięcej, bo robię to, co kocham i nie czułbym się dobrze siedząc głównie na ławce. W drużynie mamy świetną chemię, są starsi i młodsi gracze, wszyscy się lubią. Mentalnie od razu odnalazłem się w tym zespole. Czujemy się ze sobą świetnie. Sopot to przyjemne miejsce do grania w koszykówkę. Nic tylko grać i wygrywać.
Rozmawiał Rafał Sumowski – więcej w serwisie sport.trojmiasto.pl
źródło: sport.trojmiasto.pl